War Thunder background
Pojedynki nad Warszawą
Uwaga! Artykuł został opublikowany na starszej wersji strony. Mogą wystąpić problemy z wyświetlaniem na niektórych przeglądarkach.

 

Grafika stworzona przez Piotra i Mateusza Jawień


 

Pułkownik Stefan Pawlikowski 
Dowódca Brygady Pościgowej

Przez długi czas mieszkałem w pobliżu ulicy Aleksandra Gabszewicza w Poznaniu. Kiedy byłem młodszy, zastanawiałem się kto to był, bo nie nazywa się ulicy imieniem nieznanego człowieka. Był porucznikiem, członkiem 113 eskadry myśliwskiej. Do dzisiaj historycy spierają się, czy to on – wspólnie z kpt. Niewiarą z 114 esk. myśl., – czy ppor. Władysław Gnyś z 121 esk. strącił 1. września pierwszy samolot niemiecki.

 

Zarówno Gabszewicz i Niewiara należeli do osławionej Brygady Pościgowej. To największa jednostka Sił Powietrznych II RP, powstała bezpośrednio przed wybuchem wojny (w maju 1939 roku) w wyniku przekształcenia I Pułku Lotniczego, a jej dowódcą został pułkownik Stefan Pawlikowski. W skład brygady wchodziły eskadry 111., 112., 113., 114, , oraz 123. eskadra, którą oddelegowano z 2 Pułku Lotniczego w Krakowie. Zadanie jednostki: „Samodzielne działanie poza strefami obrony przeciwlotniczej celem zwalczania wrogich samolotów, zbliżających się do Warszawy”. Na stanie jednostki były 54 samoloty myśliwskie (P-7, P-11a i c) oraz 3 samoloty łącznikowe (RWD 8). Były to bardzo skromne siły, nad którymi Niemcy mieli przytłaczającą przewagę.

 

Już pierwszego dnia wojny zdał egzamin system wczesnego ostrzegania. Punkty dozorowania informowały o przylocie sił nieprzyjaciela z danego kierunku, dzięki czemu piloci byli dobrze poinformowani. Pierwszy nalot nastąpił 1 września około godziny 7:00. BP uderzyła całą mocą, co wywołało zamieszanie w formacji bombowców, która zrzuciła bomby przed celem na podwarszawskie pola. Kolejny nalot (ok. 12:00) był już lepiej zorganizowany i piloci niemieccy odnieśli kilka zwycięstw. Ostatni nalot tego dnia (16:30) osiągnął cel, a polscy piloci musieli uznać wyższość wroga. Ten dzień pokazał, że BP będzie miała bardzo twardy orzech do zgryzienia. Utraciliśmy 10 maszyn, a dalsze 24 były poważnie uszkodzone, życie straciło 2 pilotów. Niemcy stracili 19 maszyn (5 prawdopodobnie), a dalsze 10 zostało uszkodzone.


Messershmitt Bf-110. Myśliwiec eskortowy przeznaczany
jako wsparcie dla jednostek bombowych
Ju 87 Stuka. Zamontowane na goleniach podwozia syreny powodowały
astronomiczny wręcz efekt psychologiczny

Ponieważ w Brygadzie Pościgowej zostało 20 sprawnych maszyn kolejny dzień upłynął na naprawie samolotów na macierzystych lotniskach pod Zielonką i Poniatowem. Większość myśliwców udało się przywrócić do stanu używalności i następnego dnia znów ruszyły w przestworza. Niemcy spróbowali innej taktyki, i zaczęli prowadzić naloty na stolicę z różnych kierunków jednocześnie, co odbiło się na skuteczności naszych pilotów. Przy utracie 2 samolotów Orły dorwały jedynie 4 rozbójników.

 

Jeden z obrońców polskiego nieba.
P-11c, którego egzemplarzami SP dysponowały najwięcej

W związku z obawą przed wykryciem lotnisk polowych 4. września zapadła decyzja o przebazowaniu dywizjonów na zapasowe lotniska polowe: Zaborów i Radzików ulokowane na zachód od Warszawy. Dzięki temu mogły kontynuować uszczuplanie rajdów bombowych nieprzyjaciela od strony frontu. Poskutkowało to kolejnym nalotem na pola podwarszawskich rolników, kiedy formacja bombowców została rozbita przez brawurowy atak BP. Jednak pomimo sukcesów lista utraconych maszyn stale rosła, a co gorsza, pojawiały się pierwsze problemy logistyczne, co przełożyło się na brak części zamiennych i paliwa. To mocno ograniczyło działania Brygady w dniu następnym, która przypłaciła również utratą centrali telefonicznej.

 

Z tego tytułu następnego dnia piloci zaczęli sami sobie szukać rozrywek, zapuszczając się w rejon Łodzi, Kutna czy Łowicza. Takie wyprawy kończyły się różnie. Owszem, tam gdzie pojawiły się "Jedenastki", można było liczyć na strącenia, ale kilku naszych pilotów przypłaciło te krajoznawcze wycieczki życiem. A to jeszcze bardziej nadwątlało i tak już skromne siły naszego lotnictwa. Koniec nastąpił 7.09, kiedy zorientowano się, że BP dysponowała jedynie 16.(!) sprawnymi maszynami. Tego dnia zapadła decyzja o przebazowaniu jednostki w okolice Lublina.

 

Heinkel He-111 bombardujący Warszawę. Podobny los spotka jeszcze wiele miast

Brygada Pościgowa to tylko część sił powietrznych II RP. Pozostałe eskadry zostały podzielone na małe grupy i rozrzucone po całym kraju. Sztab Lotnictwa RP przyjął doktrynę tak zwanego „lotnictwa armijnego” - określona ilość sił powietrznych była przypisywana do poszczególnych armii WP. Oczywiście tak małe siły nie mogły zagrozić nieprzyjacielowi. Taka taktyka - podobnie jak doktryna obrony całej granicy - (cytując Bogusława Wołoszańskiego) „miała uzasadnienie dyplomatyczne, ale była katastrofą na tle strategicznym”.

 

Nie umniejszam wcale zasług tych formacji. Lotnicy z armii „Poznań" najdłużej prowadzili działania (do 16. września). W armii „Kraków" prowadzili szerokie rozpoznanie sięgające również terenów Słowacji. Piloci z armii Narew z 51. Eskadry Liniowej jako jedyni wykonali nalot poza granicami kraju bombardując dworzec kolejowy w Prusach Wschodnich. Jednak koncepcja rozproszonego lotnictwa i przydzielania pojedynczych eskadr armiom można nazwać przysłowiowym „strzałem w kolano”.

 

Po wycofaniu się BP Siły powietrzne były już bezustannie w odwrocie. Nie ułatwiali im tego ani „bandyci”, ani własna obrona przeciwlotnicza. Z powodu niskich morali i chaosu dezinformacyjnego, a także niskiego poziomu wyszkolenia, wielu dowódców obrony przeciwlotniczej miało problem ze znajomością sylwetek własnych samolotów. Często zdarzały się sytuacje, w których żołnierze i działonowi otwierali ogień do każdego obiektu na niebie. Skończyło sie to tragedią pod Puławami. Podczas obrony ostatniego mostu na Wiśle wyprawa bombowa Luftwaffe pozostała nietknięta, natomiast wszystkie 4 ścigające ją „Jedenastki” zostały strącone.


Każda strefa miała swoich obserwatorów, którzy
telefonicznie informowali sztab o nadlatujących wyprawach bombowych.
Most Mościckiego w Puławach po zakończeniu działań w 1939.
Widać doskonale robotę saperów polskich

Pomimo wielu niedogodności, problemów z zaopatrzeniem i sojuszniczą obroną przeciwlotniczą niewielkie, wciąż topniejące siły próbowały jeszcze nawiązać nierówną walkę z nieprzyjacielem. Wraz z końcem Kampanii Wrześniowej pozostałe myśliwce P.11, bombowo – rozpoznawcze P.23 i P.37 oraz rozpoznawcze RWD-14 czy R XIII przeleciały granicę rumuńską, gdzie uległy internowaniu i zostały włączone do rumuńskiego lotnictwa. Natomiast piloci przebyli długą drogę do Francji a potem do „Wyspy Ostatniej Nadziei” - Wielkiej Brytanii.


Autor:

     Piotr Korzeniowski, Polski Dział Historyczny War Thunder

Student Technologii Chemicznej na Politechnice Poznańskiej. W wolnym czasie czynnie uczestniczy w życiu uczelni, z zamiłowania dziennikarz, militarysta i pasjonat historii XX wieku. Na jego historyczne upodobania miały wpływ książki, głównie dotyczące uzbrojenia oraz maszyn Państw Osi. 

W wolnych chwilach pisze własną książkę, recenzje znanych i nieznanych lektur, jest operatorem i reporterem mediów studenckich.

Czytaj więcej:
Oglądaj Air Superiority 2024 i odbieraj wyjątkowe nagrody z Twitch Drops!
  • 10 maja 2024
Dzień Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych: Świętuj z nowym oznaczeniem!
  • 17 maja 2024
Fair Play: Maj 2024
  • 16 maja 2024
Najlepsze myśliwce 3. generacji.
  • 16 maja 2024

Komentarze (0)

Commenting is no longer available for this news