War Thunder background
Wywiad z Fly Lt Brianem Beattiem - Cz.2
Uwaga! Przestarzały format wiadomości. Treść może nie być wyświetlana poprawnie.
Uwaga! Artykuł został opublikowany na starszej wersji strony. Mogą wystąpić problemy z wyświetlaniem na niektórych przeglądarkach.

Nasz Konsultant Historyczny, Mark Barber przygotował dla was ekskluzywny wywiad z pilotem  RAF Coastal Command  Brianem Beattiem. Część Pierwsza TUTAJ


Podczas, gdy najczęstszym przykładem aktywności przeciwnika był ogień przeciwlotniczy ze statków, to wciąż istniało zagrożenie z powietrza.
“Kolejnym razem, w połowie drogi przez Morze Północne w drodze na Rover, zobaczyliśmy kształt na prawej stronie – jeden ze strzelców stwierdził ‘W porządku, to Beaufighter.’ Nie spodziewałem się tego, gdyż nie otrzymaliśmy raportów o działaniach innych sojuszniczych dywizjonów w tym rejonie, ale kontynuowaliśmy dalszy lot na wschód. Zauważony samolot wciąż się zbliżał. Ten sam strzelec powiedział wtedy ‘Przepraszam, panie kapitanie,to chyba Ju88.’ Odpowiedziałem ‘Dziękuję bardzo,’ lub coś w ten deseń i zawróciliśmy. Był od nas szybszy i wciąż się zbliżał. Zrzuciłem torpedę – 2000 funtów wagi i 2000 funtów w kosztach produkcji - podobno – ale on wciąż był szybszy.Wleciał tuż przed nas i podążał za nami w kierunku zachodnim, jednak nie starał się wejść na pozycję, z której możliwy byłby ostrzał z karabinów na dziobie . Jego tylny strzelec zaczął do nas strzelać, ale nie trafił. Wydedukowałem, że prawdopodobnie skończyła mu się amunicja w karabinach na dziobie. Nasz radiooperator wysłał wiadomość, w której zaznaczył, że mieliśmy spotkanie z samolotem nieprzyjaciela i wracamy do bazy bez uszkodzeń.. Gdy wróciliśmy do bazy na pasie startowym goniły nas karetka i wóz strażacki. Prawdopodobnie jakiś idiota odkodował naszą depeszę z zaznaczeniem, że byliśmy uszkodzeni.”
 
Po zakończeniu tury bojowej z 498 Dywizjonem, Beattie został przeniesiony ze stanowiska frontowego na tyły co było częstą praktyką w brytyjskim lotnictwie w czasie II Wojny Światowej. Kolejne dwanaście miesięcy spędził na latając na Beaufortach jako instruktor.
 
“Pierwsze sześć miesięcy służby instruktorskiej spędziłem w bazie RAF Turnberry w Szkocji, ucząc ataku torpedowego. Potem tafiłem do 9. Jednostki Treningowej. Pod koniec tego rocznego odpoczynku, jakiś mądrala wysłał mnie do Lulsgate Bottom na kurs instruktorski po tym, jak przez 11 poprzednich miesięcy sam byłem instruktorem. Trzytygodniowy kurs zakończyłem w lipcu 1944 roku latając na Oxfordach. Byłem teraz Kwalifikownym Instruktorem Lotnictwa i byłem z tego dumny, a zatem, po uczeniu adeptów przez 11 miesięcy i ukończeniu kursu instruktorskiego, powiedzino mi, że wracam na front. Wysłano mnie do Dyce, abym nauczył się latać na samolotach Mosquito. Następnie przydzielono mnie do 248 Dywizjonu w bazie RAF Portreath w Kornwalii.” Dywizjon 248 posiadał zarówno skrzydło A jak i skrzydło B, wyposażone w samoloty Mosquito Mk.VI, ale posiadał również krzydło "SD" wyposażone w Mosquito Mk.XVIII, ‘Tsetse’.
 
Beattie początkowo źle odbierał swoją nową rolę. “Myślałem, że skrót "SD" wywodził się od "Special Duties", czyli Operacji Specjalnych, co sprawiło, że czułem się ważny. Później dowiedziałem się, że chodziło o Special Detachment (Oddział Specjalny) i że technicznie nie byliśmy częścią dywizjonu. Nasz nowy Mosquito nosił przezwisko Tsetse, gdyż potrafił ukąsić mocniej aniżeli zwykły Mosquito. Posiadaliśmy działo Molinsa, 24 pociski i dodatkowy pancerz. Sam pocisk ważył około 6 ¾ funta i posiadał czubek przeciwpancerny. Z tyłu pocisk miał wywierconą dziurę, w której upchnięto chemikalia używane w pociskach smugowych; widzieliśmy mały czerwony płomyk. To działo z początku było 57mm bronią przeciwpancerną, ale nazwę Molins przejęło od nas. Podczas projektowania działa pojawił się problem – jak przeładowywać je w locie – w samolocie nie było wystarczająco dużo miejsca dla ładowniczego. Molins była firmą, która zaprojektowała automat ładujący; przed wojną produkowali automaty do sprzedaży papierosów. Brzmiało to dziwnie, ale miało to sens – wcześniej pracowali nad automatycznymi mechanizmami wykorzystywanymi w automatach. Użyli więc tej technologii, więc z tyłu działa zamocowana był szyna ustawiająca pociski w magazynki. Mogliśmy więc strzelać pojedynczymi pociskami, lub automatycznie z częstotliwością pocisku na 2 sekundy..”
 

 

Beattie mówi o legendarnym Mosquito: "To był niesamowity samolot w pilotażu, chociaż ja nie spędziłem w nim aż tylu godzin co na innym bombowcu — Hampdenie, więc nie miałem okazji się w nim zakochać, co udało się wielu innym pilotom".
Do tego momentu Alianci zdobyli kontrolę nad niebem na zachodnim teatrze. We wrześniu 1944, 248. Skrzydło zostało wysłane do bazy lotnictwa morskiego w Banff w Szkocji, nie daleko Inverness. Miejsce to doskonale się nadawało do ataków na morskie cele na Morzu Północnym. Sam Mosquito, ze względu na nietypowe uzbrojenie, wymagał nowych taktyk, pozwalających na jego efektywne wykorzystanie.
"Celowaliśmy w linię wody — strzelaliśmy w locie nurkowym, tak aby trafić cel tuż pod linią wody. Jeśli trafiliśmy coś w środku okrętu, to pozostawały z tego strzępy. Na pierwszym ćwiczebnym strrzelaniu, wzięliśmy ze sobą tylko 11 pocisków. Jak zwykle polecieliśmy nad zatokę Moray Firth, zrzuciliśmy pojemnik generujący dym, będący celem, następnie zanurkowaliśmy na niego z wysokości 2500 stóp (około 800 m). Nie braliśmy żadnych poprawek, celowaliśmy centralnie na niego, powiedziano nam, że strzelamy z działka o największej prędkości wylotowej pocisku w służbie, dodatkowo sam samolot nurkował już z prędkością 300 węzłów (około 550 km/h)".

Po dziewięciu godzinach lotów na samolotach Mosquito, pierwsza operacja Beattie’go miała miejsce 1 października 1944r. był to stosunkowo spokojny patrol trwający 3 godziny i 40 minut. Druga operacja została wstrzymana kilka dni później ze względu na zapach spalenizny w samolocie podczas tranzytu do strefy patrolowej. Beattie pierwszy raz brał udział w akcji z Tsetse w fiordzie Hjelte, gdzie zaatakował barkę oraz inny drugi statek. Po wystrzeleniu 14 pocisków, doliczył się 4 trafień. Druga operacja w tym samym fiordzie była niedługo potem, lecz tu zarejestrował tylko jedno trafienie w statek handlowy. „Jeśli chybiłeś, widać wówczas rozprysk wody na tafli. Jeśli takiego nie ma, znaczy że trafiłeś cel. Nie ma czasu rozglądać się za trafieniami- musisz walczyć dalej”. Wbrew temu, co mówią niektóre źródła internetowe, karabiny 7,7mm nie były używane do naprowadzania na cel. „Z reguły mieliśmy dwa karabiny 7,7mm ale nie użyłem ich ani razu. Nie było czasu na wstrzeliwanie się, prowadzony atak był zawsze bardzo szybki. Nadlatywaliśmy jako ostatni- najpierw Mk.VI z działkami 20mm, potem Mosquito z rakietami i wreszcie my. Przelatując jako ostatni, krzyczeliśmy przez radio ‘salvo’ co w języku kodowym oznaczało nasz atak przy użyciu działek Molins.
 

W szczególności jeden wypad w Tsetse Mosquito wyróżniał się dla Beattie’go, chyba bardziej niż jakikolwiek inny. W pierwszych dniach grudnia samolotom Mosquito powierzono zadanie przeprowadzić atak wraz ze Skrzydłem Beufighterów stacjonującego w Dallachy, które to składało się ze 144. Dywizjonu RAF, 404. Dywizjonu kanadyjskiego, 455. Dywizjonu Australijskiego, byłego dywizjonu Beattie’go, 489. nowozelandzki, wraz z polskim 315. Dywizjonem wyposażonym w Mustangi z RAF Peterhead. Formacja przekraczające Morze Północne składała się teraz z trzech dywizjonów Mosquito z Banff, dywizjonów 248., 235., 143., oraz skrzydła Beufighterów i polskich Mustangów. Była to pierwsza i jedyna operacja, gdzie samoloty Mosquito i Beufighter miały to samo zadanie, mimo że prędkosć przelotowa Beufighterów była o wiele niższa.
 
Beattie kontynuował- „lider miał lecieć na czele i prowadzić rekonesans, gdzie lecieliśmy i kontrolować atakowane statki. To była jedna z naszych najdłuższych operacji. Dowódca 248 Dywizjonu prowadził cały nasz wypad, reszta formacji trzymała się zastępcy lidera, który prowadził akurat nas. Przeprowadziliśmy lądowanie w Stattlandet idealnie u celu. Lecąc za zastępcą, udaliśmy się około 30 mil na północny wschód. To było o wiele dalej, niż byliśmy poinformowani. Miałem przeczucie, że coś złego stało się ze sprzętem nawigacyjnym w samolocie dowódcy i wyobrażałem sobie, że wielu w formacji myślało o tym samym. Jednak reżim radiowy zakazywał jakiejkolwiek komunikacji, więc się zamknąłem i leciałem dalej za liderem. Parę minut później spojrzałem w dół i zobaczyłem niemieckie jednosilnikowce startujące na spotkanie z nami.”

 

Formacja zboczyła nad lotnisko Gossen i Bf 109 oraz Fw 190 z doświadczonego pułku Luftwaffe JG5 poderwały się na jej spotkanie.
"Przemieszaliśmy się wszyscy. Cztery Tse-tse były na samym końcu. Byliśmy ciężsi, mniej zwrotni, i jeszcze mieliśmy dodatkowe opancerzenie. Gdy zaczęła się zabawa, lecieliśmy na wysokości około 3000 stóp. Spojrzałem na sterburtę i zobaczyłem jak jeden z naszych Tse-tse rozpada się po trafieniu przez jednosilnikowy myśliwiec. Drugi Tse-tse, mój ex-ulubieniec także został zestrzelony, ale nie widziałem co się stało. Uświadomiłem sobie, że coś czerwonego przelatuje wokół nas, więc zacząłem wykonywać gwałtowne uniki. Potem, po znurkowaniu aż do poziomu morza pomyślałem, że były to niewiarygodnie sprytne uniki, że mój pilotaż zgubił niemiecki myśliwiec. Mój nawigator, Lofty patrzył w tył, i zaraz gdy przekroczyliśmy prędkość maksymalną naszej maszyny, dostrzegł że odkształciliśmy ogon samolotu. Gdy tylko zwolniliśmy, znów odzyskał kształt, był to jeden z pozytywów drewnianej konstrukcji. Nic mi nie powiedział, dopóki nie wylądowaliśmy. Faktyczną przyczyną zgubienia niemieckiego myśliwca był pilot naszego ostatniego Tse-tse. Wally był byłym pilotem myśliwskim, doświadczonym w taktyce myśliwców, więc gdy ujrzał wroga na moim ogonie ruszył do ataku. Później spostrzegł, że jego gwałtowny zwrot zgubił myśliwiec, który przymierzał się do ostrzelania go ! Jego ogień odpędził myśliwiec z mojego ogona. Straciliśmy sporo maszyn. Przez VHF nadeszła komenda od zastępcy dowódcy "przegrupowania się nad morzem" - wszyscy zignorowali ją i ruszyli do domu, kompletnie i całkowicie załamani. "
Piloci polskich Mustangów zgłosili cztery wrogie myśliwce zestrzelone, plus dalsze dwa FW-190, które zderzyły się w powietrzu. Atakujący stracili Mustanga, Beaufightera i dwa Mosquito Tse-tse z klucza Beattie'go. Beattie i Wally otrzymali rozkaz powrotu do Sumburgh, które pełniło rolę lotniska awaryjnego. Wylądowało tam dziesięć samolotów formacji. 
Kolejny wypad nastąpił dziewiątego dnia miesiąca, do Ytteroene i Svino.Beattie 28 grudnia przeniósł się z Rover do Ytvaer i zaatakował statek motorowy w Skudenshaven. Informacje o nim znalazły się wcześniej w narodowej gazecie. “Wystrzeliliśmy dwanaście pocisków w dwóch podejściach. Podczas jednego jesteś w stanie wystrzelić tylko 6 - 7 pocisków.”
 
Po spędzeniu czasu z lotnikami z “SD”, Beattie został przeniesiony do pierwszej jednostki promowej w Pershore. Jednostka ta miała za zadanie sprawdzać samoloty, a następnie przewozić je do Północnej Afryki, by mogły wziąć udział w operacjach na dalekim wschodzie przeciwko Japończykom.“Przez 12 miesięcy byłem w Pershore i odbyłem tylko dwa rejsy promem. Jeden z nich był do Kairu, a drugi do Algier. Przez resztę czasu pracownik stacji polecił mi zadania z serii “P1”: badania, zapytania z sądów, streszczenia dowodów prowadzące do sądów wojskowych.”
 
Pod koniec wojny siły RAF’u, jak każda inna jednostka miała wielkie zadanie do wykonania - stopniowo kończyć z piekłem wojny, by wrócić do spokojnej codzienności. W związku z tym Beattie dostał możliwość powrotu do życia cywilnego. Mieszka obecnie w północno-zachodniej części Anglii. Lecz po tym co przeszedł z RAF’em oraz jako członek RAFA ma częste okazje do odwiedzania pobliskich jednostek. Cały czas ma kilka pamiątek z Komendy Przybrzeżnych, takich jak kawałek metalu oderwany po tym, jak jego maszyna została trafiona przez artylerię przeciwlotniczą, czy deaktywowany 57mm pocisk z działa Molin. Posiada również pluszową małpę w mundurze RAF’u, która przypomina mu o wszystkich operacjach, a szczególnie o tej jednej.

 
Mark Barber, Konsultant Historyczny War Thunder
Mark Barber jest pilotem Brytyjskiej Royal Navy. Jego pierwsza książka została opublikowana przez Osprey Publishing w 2008 roku, następnie napisał kilka tytułów dla Ospray i publikacji dla kilku magazynów, takich jak Brytyjski topowy magazyn poświęcony tematyce lotnictwa FlyPast. Jego główne dziedziny zainteresowań to Brytyjskie Lotnictwo Morskie podczas I i II Wojny Światowej oraz Dowództwo Myśliwskie RAF podczas II Wojny Światowej. Obecnie współpracuje z Gaijin jako konsultant historyczny, wspomagając funkcjonowanie Sekcji Historycznej War Thundera (forum) oraz rubryki As Miesiąca.
Czytaj więcej:
Aktualizacja Line of Contact: piechota w War Thunder!
  • 5 grudnia 2025
Zdobądź AK-225 w wydarzeniu Morski Obrońca!
  • 28 listopada 2025
Oglądajcie Wielki Finał WTCS 2025 i zdobądźcie niesamowite nagrody Twitch Drops!
  • 25 listopada 2025
Planowane prace techniczne - 16.12.2025
  • 15 grudnia 2025